Witajcie
Wreszcie mamy odświeżony w 100 % duży pokój na pięterku ;). Jeszcze dużo brakuje, ale najważniejsze, że już pomalowaliśmy ściany i wielki żeliwny kaloryfer. A teraz zostaje mi już czekać na zamówione mebelki.
W tym pokoju do tej pory stał PRL-owski segment już bardzo wysłużony i narożnik kupiony na początku wieku - hihihi jakkolwiek to brzmi. Szczęśliwa jestem bardzo, że te mebelki zniknęły z mojego mieszkania i teraz służą innym, bo i segment i narożnik znalazły nowych właścicieli :)
Wiele czasu spędziłam nad przekonaniem mojego R, że białe ściany nie muszą kojarzyć się z laboratorium i niestety nie udało mi się.
R jest zwolennikiem kolorowych ścian i ciemnych mebli ale na szczęście udało mi się wywalczyć kompromis. Dla niego piękne, słoneczne, żółte ściany dla mnie białe mebelki :) Myślę, że to dobre połączenie :)
Pierwszy pomocnik malarza :)
A to już pierwsze przymiarki :) Jak widzicie komoda z pracowni zmieniła swoje miejsce, jak i kilka drobiazgów. Nie wiem jeszcze czy to ostateczny efekt tego kącika. Zastanawiam się nad kwietnikiem. Czy go zostawić, czy nie? A może go przemalować na czarno? a może na biało?
Jak widzicie jeszcze mam małe i większe dylematy.
Ciekawa jestem Waszego zdania.
Zostawić? Przemalować? Usunąć?
Z innym kolorem niż biały na ścianach jest ten problem, że na zdjęciach rzadko wychodzi tak samo. Kilka zdjęć robionych o tej samej porze i tym samym aparatem a na każdym żółty wygląda inaczej.
I to na razie tyle z mojego nowo pomalowanego pokoju. Na sofę musimy poczekać do przyszłego tygodnia, a na mebelki jeszcze chyba około 5 tygodni :)
Ściskam Was mocno
Etykiety: kolory, living room, nasze wnętrza